Początkowo tej strony nie miało być na blogu, ale dużo szperałam w odmętach Internetu, szukając inspiracji i ostatecznie wyszło na to, że jednak trochę poopowiadam na swój temat.
Nazywam się Izabela, ale wolę, gdy ludzie wołają na mnie Iza. Jestem rocznik 2000, więc przynajmniej nikt nie ma problemu z policzeniem, ile tak naprawdę mam lat. Osobiście nie przywiązuję wielkiej wagi do wieku, czy to swojego własnego, czy czyjegoś. Starszy, nie oznacza mądrzejszy.
Jestem studentką, ale niekoniecznie taką stereotypową. Studiuję zoofizjoterapię z nadzieją na to, że będę nieść pomoc zwierzętom. Kontakt z nimi miałam od dziecka i tak pozostało mi do dzisiaj. Od zawsze też wiedziałam, że chciałabym z jakimiś pracować ze względu chociaż na pasję, którą żywię i zainteresowanie samą weterynarią. Zawsze chętnie chłonęłam atlasy, filmy przyrodnicze, aż sama nie zliczę, ile książek z rasami koni przewinęło się przez moje ręce. A jak już jesteśmy w tym temacie.
Jeżdżę konno od właściwie siódmego roku życia, chociaż obecnie mam dłuższą przerwę, jednak zamierzam do tego na pewno wrócić. Nawet nie przez to, że konie od samego początku pokochałam, ale dzięki przyjemności czerpanej przebywaniem z nimi. Jest to mój sposób na odstresowanie się, zrelaksowanie i wyciszenie, kiedy przez większość czasu raczej intensywnie pracuję.
To nie jest moja jedyna pasja. Uwielbiam pisać, swego czasu bytowałam na blogach grupowych, pisząc opowiadania z przeróżnymi ludźmi, a z niektórymi nawet do dzisiaj utrzymuję kontakt i jestem naprawdę niesamowicie zaskoczona, że zwykła zabawa przerodziła się na realną znajomość. Właściwie nigdy nie ujawniałam nikomu, że przechowuję swoje amatorskie opowiadania (niektóre nawet z 2012 roku) w plikach na laptopie, ale ilość błędów w nich jest tak przerażająca, że sama nie wiem, czy moi przyjaciele-humaniści mogliby to znieść. Do dzisiaj lubię sobie coś napisać, wymyślić swoich własnych bohaterów, stworzyć niesamowitą historię, na co tylko wyobraźnia pozwoli. Wiadomo, że pewnie nigdy tego nie ukończę - to chyba moje i ich przekleństwo - ale takie hobby.
A jeśli już przy kreatywności jesteśmy. Tworzę swoje własne kartki hand-made na przeróżne okazje, a mówię o tym, aby przekazać, że czasem pobawię się w ozdobnych papierach, styropianowych bombkach, z kilometrami tasiemek i całą półką dziurkaczy ozdobnych. A zainspirowała mnie tym moja ciocia, która sama robi naprawdę wspaniałe rzeczy własnoręcznie. Od zawsze chciałam jej dorównać.
Chyba nie jest już tajemnicą, że jestem prawdziwym artystycznym potworem, więc pewnie też się nie zdziwicie, że lubię rysować. Za czasów gimnazjum chodziłam na zajęcia artystyczne, ale potem zaczęłam raczej szkicować coś bardziej dla siebie. I nie. Nie jestem Leonardem da Vinci. Nie jest to sztuka też poziomu studenta ASP.
A do rysowania i wszelkich innych czynności codziennych lubię posłuchać jakiegoś mocnego brzmienia. Uwielbiam mocnego rocka, metal alternatywny, lubię słyszeć instrumenty - brzmienie gitary, bas, perkusję. Nie gardzę jednak innymi gatunkami, jestem otwarta dosłownie na wszystko. Czasem po prostu piosenka wpada mi w ucho i słucham jej przez tydzień, a potem pojawia się nowa. Mam jednak też tytuły i zespoły, do których zdecydowanie wracam i nie będę ich wymieniać, bo zajęłoby to za dużo czasu i miejsca, a nie czułabym się dobrze, gdybym kogoś w liście nie uwzględniła.
Z natury jestem prawie stuprocentowym introwertykiem, wierząc stronie i testowi psychologa, ale spokojnie, nie schowam się w kąt, gdy do mnie zagadasz. Myślę, że jestem miłą osobą, która chętnie z kimś podyskutuje, o ile znajdziemy wspólny temat.
Uf, dotrwaliście do końca. Cieszę się, a właściwie to podziwiam, że chciało się Tobie to czytać. A nawet jeśli przewertowałeś tylko wzrokiem, to i tak gratulacje. Wpis wyszedł dłuższy niż sądziłam. Najwyraźniej nocne marki tak mają.
Trzymaj się!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz