wtorek, 23 lutego 2021

Studia - czy wiem, co chcę robić w życiu?


    Z racji tego, że dzisiaj mój pierwszy dzień istnienia jako student na czwartym semestrze, to temat dość ściśle powiązany. Ten post będzie jednym wielkim przemyśleniem i opowieścią związaną z moimi własnymi studiami - a właściwie samych początków - i być może małą podpowiedzią lub wsparciem dla tych, co mieli lub będą mieć podobny problem. Jakie miałam odczucia wobec siebie samej, gdy obierałam drogę studenta i obecne emocje, gdy kończę już drugi rok? A emocje są, bo życie usłane jest różnymi wrażeniami. Także jeśli jesteście chętni czytać te moje wywody czasem bez ładu i składu, to bierzcie pop corn w łapę, albo co tam tylko chcecie, a ja serdecznie zapraszam.
 Na tym świecie chyba nie istniał żaden student, który chociaż raz w swoim życiu nie zadał sobie pytania w stylu "No i po co mi to wszystko?". A jeśli się mylę i jesteś właśnie takim człowiekiem, co studiował i nigdy tak nie pomyślał, winna jestem przeprosiny. Albo zwyczajnie ci nie uwierzę lub spojrzę spod byka i pomyślę, że jesteś szalonym i zapewne nienormalnym lub nie do końca normalnym człowiekiem.
    Jestem studentką już od prawie dwóch lat w zaokrągleniu, a jako że moje studia trwają 3,5 roku, a magisterki jak nie było, tak dotąd nie ma, to półmetek właściwie mam już za sobą. Przyznając się tak szczerze, to nadal nie wyobrażam sobie zakończenia tego wszystkiego i znalezienia takiego już prawdziwego miejsca w dorosłym życiu. 
Ale staph! Dzisiaj nie o tym. Miałam opowiadać jak to po raz pierwszy zetknęłam się z poważną myślą, że chcę studiować, ale nie wiem na co mam iść, gdzie mam iść i czy jest sens iść. A wierzcie mi na słowo, nic nie przerażało mnie tak bardzo - chyba nawet matura, odważę się na takie stwierdzenie - jak wizja ukończenia szkoły i braku pomysłu na siebie.
    Znacie to uczucie, kiedy spotykacie się w rodzinnym kółeczku i zawsze znajdzie się ta jedna, przysłowiowa ciocia, co pyta cię "A kogo ty tam masz?""Jakiego to przystojniaka już wyhaczyłaś w szkole?". A ty z przyklejonym uśmiechem i nieco znudzonym spojrzeniem odpowiadasz, że na razie nie amory ci w głowie, z tyłu słysząc jednak cichy głos, że jesteś życiowym nieudacznikiem, bo jak można nie mieć faceta w tym wieku. Albo kobiety.
Tak właśnie się czułam, gdy ktoś pytał mnie, co zamierzam robić po szkole, a jak już dostał odpowiedź, że chcę studiować, to od razu, jak śnieżką w twarz, jak przyjacielski kuksaniec w bok, jak mucha w oko podczas zjazdu z górki rowerem, obrywałam pytaniem prosto w twarz "Ooo, a na jaki to kierunek się wybierasz?". Chyba w życiu tak bardzo nie ukrywałam swojego zdenerwowania, jak właśnie na dźwięk tego pytania. I odpowiadałam każdemu, że jeszcze nie wiem, ale mam na oku parę ciekawych rzeczy.
    Kłamstwo oprawione w błyszczącą ramkę i posypane grubą ilością brokatu tak, aby nikt nie dostrzegł, że jest zrobiona z makaronu przez pięciolatka.
    Nie było też niczyją winą to, że sama nie wiedziałam na co iść. Ta złość brała się właśnie z tego, że nie miałam pomysłu, co mam ze sobą zrobić, ale z drugiej strony nie było też dla mnie komfortowe odpowiadanie czasem na forum całej klasy, kim chce zostać. A potem patrzeć w oczy nauczycielowi, który jednak widzi twoje oceny, a tym bardziej napisane próbne matury i mieć przeczucie, że również przybiera ten sam wyrafinowany uśmiech po to, aby nie zrobić ci przykrości. I tak się uśmiechacie do siebie, jak dwa głupki, tylko który z nich jest gorszy?
    Długo nie wiedziałam na jakie studia się wybrać. Długo nie wiedziałam też, kim tak naprawdę chcę zostać, bo chociaż moim marzeniem zawsze była praca ze zwierzętami, to będąc obiektywną, nie miałam szans na zostanie weterynarzem. Dlaczego? Po prostu moje umiejętności ścisłego umysłu kończyły się na paru godzinach rozwiązywania testów z chemii, wydanych pieniędzy (rzecz jasna, rodziców, bo byłam małym gówniarzem) na korepetycje i nie dania mi nigdy możliwości zdobycia odpowiedniej ilości punktów. Również inne sprawy i sytuacje skutecznie zniechęciły mnie i sprawiły, że w końcu, po długim czasie walki i uporu, po prostu zrezygnowałam. A tymczasem, kontynuując temat - mój wybór kierunku był właściwie spontaniczny i zależny od przypadku.
    Bardzo namęczyłam się, przeglądając strony internetowe z wypisanymi kierunkami. Nawet nie zliczę, ile opisów danego zawodu przeczytałam i ile miałam obiekcji na temat każdego z nich. Nie ukrywam, nie jestem najbardziej optymistyczną osobą.
Ale wracając, wybór był bardzo trudny. Przeszłam już chyba przez wszystkie etapy.
A może jednak coś bardziej humanistycznego? Oscylowałam wówczas w kryminologię lub kryminalistykę. I owszem, nie mam bladego pojęcia, co wtedy strzeliło mi do głowy, ale serio uwierzyłam, że dam radę się tam odnaleźć. I teraz tak myślę, że pewnie to prawda, ale nie robiłabym tego, o czym od zawsze marzyłam. A wizja zgnuśnienia już na początku, zanim zaczęłabym pracę, nie należała do przyjemnych. Byłam jednak na tyle zdesperowana, aby ogłosić to wszem i wobec. 
    Moim marzeniem pozostawała weterynaria. Chciałam pomagać zwierzętom, bo wiedziałam, że to mnie interesuje i mój zawód będzie tym z pasji, nie konieczności. No, ale szkoła średnia postawiła mnie w ciężkiej sytuacji, bo - jak już wspominałam - chemia nie szła mi najlepiej. Musiałam zrezygnować z tego, ponieważ weterynaria to wymagający kierunek. Pamiętam, że bardzo to przeżyłam, podejmując taką decyzję, ale stawiałam swoje możliwości na zamiary. Nie bójcie się do tego przyznać, ale jednocześnie, nie poddawajcie się. Porażki są naturalne i każdemu się zdarzają. Człowiek uczy się na błędach i cały czas żyje. I jeśli pójdziecie na studia, które wam nie odpowiadają i czujecie, że to jednak nie to, co chcecie robić, możecie w każdej chwili to zmienić.
Nie porzuciłam jednak myśli, że nadal chciałabym pracować ze zwierzętami.
I nagle pojawiła się gazetka, w której znalazłam kierunek o nazwie zoofizjoterapia. Bardzo mnie to zainteresowało i dodało otuchy, że być może nie wszystko stracone. I wiecie co? Pamiętam ten moment, jak nigdy w życiu, kiedy te studentki przyszły do naszej szkoły, promować uczelnie. Z nudów wzięłam tę książeczkę i jak grom z jasnego nieba... no oświeciło mnie.
    Po niedługim czasie pojawił się jeszcze jeden kierunek związany z moją pasją, więc od razu po maturze zapisałam się na oba i przeskakując historię, dostałam się na oba. Wtedy pomyślałam sobie, że życie lubi stawiać ludzi w trudnych sytuacjach, bo jak nie masz niczego to jest źle, ale jak już trafisz na coś, to nie potrafisz wybrać. Ostatecznie padło na zoofizjoterapię. I tu pojawił się kolejny problem, który jak zwykle sobie wyolbrzymiłam.
    Bałam się reakcji ludzi, gdy będę mówić, że wybrałam taki kierunek. Jest on dosyć mało powszechny, tak mi się przynajmniej zdaje, chociaż na samym roku mamy sporo osób. Koło 120 było na samym początku, po jakimś czasie się to uszczupliło. Tak czy inaczej, miałam wrażenie, że ludzie nie reagowali jakoś specjalnie pozytywnie, gdy mówiłam im o tym. Wiecie, bo gdy mówi się "jestem na weterynarii", to mam wrażenie, że to jakoś brzmi dumniej. To tak jak z medycyną czy prawem.
Czasem chwytały mnie głupie myśli, że nie jestem na tyle dobra. W tym sensie, że wokoło ludzie poszli w kierunku prawa, medycyny itp., ale potem przysłowiowo pukałam się w czoło i mówiłam sobie, że dlaczego się martwię, skoro będę robić to, co będzie mi sprawiało radość? Chcę tu być, a co robią inni, to ich sprawa. Nikt za nas życia nie przeżyje. Może brzmi to jak pocieszanie siebie, ale ja nie mam nic złego na myśli. Właściwie powinniśmy mieć nawyk interesowania się samym sobą, niż życiem innych. Temat rzeka.
    W każdym razie, po dostaniu się na kierunek pojawiły się z kolei inne wątpliwości. Czy znajdę pracę? Co będę robić? Czy nie zostanę na lodzie i nie będę musiała chwytać się brzytwy?
Takie pytania non stop mnie męczą. Uważam, że to normalne. Każdy boi się o swoją przyszłość. Każdy chciałby dobrze zarabiać, być ustatkowanym, na bezpiecznej, stabilnej pozycji. Właściwie, w to oscylujemy.
Tak nie wygląda student.
I wiecie co? Jestem szczęśliwa z tego, gdzie jestem. Czasem nie da się przewidzieć rzeczy. Życie się toczy, a my idziemy wyznaczoną ścieżką, co jakiś czas podejmując wybory i właśnie one decydują, w którą stronę skręcimy. Czasem dostrzegamy okazję i wtedy musimy sami wiedzieć, czy łapiemy byka za rogi, czy wolimy jednak przejść obok. Obydwie te rzeczy nie są złe, bo takie okazje czasem wcale nie są dobre, a czasem omijamy naszą szansę. Tu właśnie podejmujemy ryzyko.
Nie bójcie się podjąć tego ryzyka, nie ważne, czy złapiecie tego byka, czy nie. Druga osoba za was życia nie przeżyje, ona będzie tylko stać obok, trzymać się swojej ścieżki. Idźcie tam, gdzie wy sami chcecie. Gdzie odpowiada wam, gdzie macie szansę powiedzieć sobie w pewnym momencie swojego życia, że jesteście z siebie dumni. Bądźcie z siebie dumni i powiedzcie sobie samym raz na jakiś czas, wieczorem, gdy już leżycie wygodnie w łóżeczku, szykujecie się do spania - "Jestem z siebie dumny".
    Na tę chwilę, mogę Wam jedynie powiedzieć, że jestem zadowolona. Mimo wszystkich problemów, pewnych niedogodności, narzekań, mimo tego, że jestem z natury realistką, czasem mając czarne scenariusze przed oczami, to wierzę, że jakoś to będzie. Jestem na kierunku, na którym chciałam być. Poznałam zajebistych ludzi (4 grupa żaby górą), z którymi dobrze mi się żyje i studiuje. Niech życie idzie swoimi małymi kroczkami.
Wiadomo, czasem mam ochotę rzucić wszystko w cholerę i wyjechać w Bieszczady. Otworzyć sobie butelkę piwa, zignorować cały świat i żyć sama ze sobą, ale jestem też zbyt dumna, aby zrezygnować. I trochę też zżera mnie ciekawość tego, co będzie dalej, bo choć boję się tej przyszłości, to jestem jej naprawdę ciekawa. Poza tym, szkoda mi czasu, który poświęciłam i stresu, który przeżyłam.

    I to właściwie wszystko, co miałam do powiedzenia w tym poście, a nie chciałabym przedobrzyć. Może jeszcze kiedyś wrócę do tego tematu i wstawię kolejne swoje wypociny i "błyskotliwe" przemyślenia.
Tymczasem odmeldowuję się i życzę każdemu miłego dnia lub nocy, a jeśli jesteś studentem, to siły na dalszą egzystencję.

2 komentarze:

  1. Siła się przyda. Nawzajem 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie zaczynam 3 rok studiów... Jestem chyba zadowolona z wyboru kierunki, jednak zawsze myślałam, że pójdę trochę inną stroną
    Przy okazji serdecznie zapraszam na bloga https://kosmetologwpodrozy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń